Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

„Będziemy nacierać”. Rocznica bitew stoczonych we wrześniu 1939 roku pod Tomaszowem

Bogdan Nowak
Bogdan Nowak
Tomaszów Lub. Wrzesień 1939 r. Żołnierze niemieccy przy zdobytych, polskich tankietkach
Tomaszów Lub. Wrzesień 1939 r. Żołnierze niemieccy przy zdobytych, polskich tankietkach ze zbiorów Muzeum Regionalnego w Tomaszowie Lub.
Mieszkańcy Zamojszczyzny obchodzą rocznicę słynnych bitew, które zostały stoczone pod Tomaszowem Lubelskim w 1939 r. W niedzielę (18 września) uczestnicy uroczystości spotkają się na łąkach Stadniny Koni „Pod Lasem” w Dąbrowie Tomaszowskiej. O godz. 11. rozpocznie się tam msza polowa. Następnie zobaczymy m.in. rekonstrukcję epizodów walk Warszawskiej Brygady Pancerno-Motorowej z Niemcami. Warto tamte historyczne wydarzenia przypomnieć.

„Dziś w nocy w zdradziecki sposób Niemcy, bez wypowiedzenia wojny zaatakowali lotnictwem nasze otwarte miasta (…), obrzucając je bombami. Równocześnie oddziały niemieckie przekroczyły granice i zaatakowały nasze oddziały pod Mławą, Częstochową na Śląsku. Ataki niemieckie na Westerplatte odparto (…)” — pisał 1 września 1939 r. w swoim dzienniku Stefan Rowecki. „Warszawa i jej okolice wieczorem — jak wymarłe. Dyscyplina świateł bardzo dobra: okna wszędzie ciemne, nieliczne światła uliczne przyćmione”.

Staliśmy cicho, jak w kościele

W czerwcu 1939 r. Stefan Rowecki (był wówczas pułkownikiem) został dowódcą Warszawskiej Brygady Pancerno-Motorowej. W jej skład wchodził: 1 Pułk Strzelców Konnych, 1 Pułk Strzelców Pieszych, Dywizjon Rozpoznawczy, 2 Dywizjon Artylerii Motorowej, Batalion Przeciwpancerny, Batalion Motorowy Saperów, 11 Kompania Czołgów Rozpoznawczych, 12 Kompania Czołgów Lekkich oraz m.in. Bateria Artylerii Przeciwlotniczej „Motorowa”. Jednostka została podporządkowana Armii Lublin dowodzonej przez gen. dywizji Tadeusza Piskora.

3 września 1939 r. brygada otrzymała rozkaz „zamknięcia przepraw na Wiśle na odcinku Dęblin-Solec”. Niestety, Armia Lublin musiała się wycofać pod naporem nieprzyjaciela. Podjęto wówczas decyzję o przebiciu się do Lwowa. Najpierw trzeba było jednak opanować m.in. zajęty przez Niemców Tomaszów Lub. (by stamtąd ruszyć w kierunku Rawy Ruskiej). To było niezwykle trudne zadanie.

„Już 12 września 1939 r. doszły nas słuchy, że Niemcy zajęli Lubaczów” — notował Stanisław Kamiński ps. Kamień, z Majdanu Małego (gm. Krasnobród). „Jak bańka mydlana prysły twierdzenia wielu, że Polacy będą się bronić na linii San — Wisła. Tymczasem od razu następnego dnia okazało się, że nieprzyjaciel niepowstrzymanym marszem posunął się przez Narol ku Bełżcowi. Okrążył zatem nasz powiat od południa”.

Jak wspominał Kamiński, 13 września kilku mieszkańców wsi wybrało się o świcie na wzgórza w okolicy wsi. Stamtąd mieli obserwować ruchy niemieckich wojsk. „Rankiem od strony południowej, a więc od Tomaszowa rozległa się silna strzelanina z broni maszynowej” — pisał Kamiński. „Niebawem na gościńcu zaczerniał niekończący się wąż niemieckich czołgów, aut pancernych, motocykli. Tegoż jeszcze dnia Niemcy poczęli obsadzać wioski nie zajęte przez oddziały polskie. Stało się jasne, że okrążyli naszych (…). 15 września na całym bliskim nam froncie zawrzała walka”.

Nacierali Polacy, którzy próbowali wyrwać się z kotła. „Nasi z wielkim impetem zaatakowali Szwabów na wzgórzach Majdanu. Nacierali dwoma skrzydłami (…). 24 godziny trwała zacięta walka wśród grania ciężkich karabinów maszynowych i wybuchów pocisków armatnich różnego kalibru” — notował Kamiński. „Sądziłem, podobnie jak i inni we wsi, że w nocy zapanuje cisza. Tymczasem ogień coraz bardziej gęstniał (…). Z wybuchów granatów ręcznych domyślaliśmy się, że doszło do walki wręcz”.

Mieszkańcy okolicznych wsi mogli oglądać całe pole bitwy. „Noc była jasna, ponadto pole walki oświetlała łuna płonących kilku gospodarstw w Kolonii Gródeckiej” — wspominał „Kamień”. „Staliśmy cicho, jak w kościele, zwracając głowę to w prawo, to w lewo, by nie uronić żadnego szczegółu krwawej rozgrywki. Około północy ogromne: hura! przygłuszyło zgiełk bojowy, jednocześnie zaś tyraliery polskie poderwały się od strony północnej i południowej (…). Zapanowało istne piekło (…). Nagle wszystko ucichło. Polacy zdobyli okopy nieprzyjacielskie. Dotarli nawet do dział (…), które wróg opuścił w popłochu. Później dowiedzieliśmy się, że nie można było wykorzystać zwycięstwa, bo zabrakło amunicji”.

Niemcy przeprowadzili kontratak wsparty przez czołgi. Bitwa trwała jeszcze jakiś czas. Została przegrana. „Jakże mogło kilkuset żołnierzy polskich myśleć o wygranej przeciwko takiej masie zmotoryzowanych oddziałów niemieckich. A tak bohatersko się spisywali! (…)” — pisał z żalem Stanisław Kamiński. I dodał: „Jeśli na naszym małym odcinku rzucono przeciwko garstce Polaków tyle czołgów, ileż ich użyto do zmiażdżenia naszego oporu na innych polach bitew? Jak się później dowiedziałem od strony Jarczowa sunęło około pół tysiąca czołgów”.

Otwarcie „korytarza” w tej masie niemieckich wojsk powierzono Warszawskiej Brygadzie Pancerno-Motorowej. W dniach 18—20 września doszło do próby przebicia się przez pierścień okrążenia. Brygada straciła w tej walce niemal wszystkie wozy bojowe. O tym, jak to wyglądało, dowiadujemy się z notatek pułkownika Roweckiego spisanych w dniach 16—18 września 1939 r.

Katastrofa z benzyną

„Wczoraj znalazłem się z brygadą w rejonie lasów koło Frampola. Rozpaczliwy widok przedstawiały w nocy z 15 na 16 września Janów Lubelski i Frampol. Obydwa silnie zbombardowane, spalone doszczętnie, moc trupów ludzkich i końskich porozrzucanych wszędzie. Makabryczny widok, gdy mijaliśmy takie zniszczone i zmaltretowane miasteczka (…)” — pisał 16 września pułkownik. A następnego dnia zanotował: „Znowu bardzo ciężki marsz z Frampola (…) do Rudki i Józefowa”.

Stefan Rowecki skarżył się w swoich zapiskach na przepełnione wozami i „masami łazików” drogi. Kłopotem była także niemiecka artyleria strzelająca od północy (jak pisał Rowecki: „od strony Zamościa”). W takich okolicznościach wojsko z trudem dotarło w okolice Zwierzyńca i Obroczy.

„Katastrofa z benzyną. Dowóz odcięty od szeregu dni, bo nieprzyjacielska 4 Dywizja Lekka jest na tyłach naszych i zamyka Tomaszów oraz Zamość (…)” — pisał 17 września pułkownik Rowecki. „Kilkaset wozów z brygady kazałem zostawić ściągając z nich benzynę na inne. Piękne limuzyny i inne świetne wozy poszły na drzazgi. Zostawiam tylko tyle, co konieczne dla naszego sprzętu bojowego — resztę na szmelc, nawet kolumnę pontonową (…). Co będzie, to aż myśleć nie chcę”.

Rowecki przejmował się każdą kroplą straconej benzyny. Bez niej brygada nie przedstawiałaby wartości bojowej. „Gdy w marszu wypada nam cięższy kawałek drogi i widzę jak nasze maszyny rwą się i jęczą, to mam uczucie, jakby ktoś mi coś z serca wyrywał — bo uchodzi ten płyn, co zapewnia ruch mej jednostce. Tyle pracy włożyłem w jej organizowanie i teraz wszystko w łeb wzięło lub weźmie lada chwila” — notował z żalem Rowecki. „Żeby choć, zanim skończy się nam benzyna, można było uderzyć porządnie na nieprzyjaciela (…). 18 września będziemy nacierać na Tomaszów. Nareszcie będzie bój”.

Bitwa

Tego dnia brygada dotarła w okolice Tomaszowa Lub. Zaplanowano natarcie. W ten sposób miała zostać otworzona droga dla polskich dywizji, które znalazły się w tym rejonie. „Natarcie brygady było przeprowadzone w dwóch grupach, zbieżnie na Tomaszów. Po osi Zielone — Rogóźno — Tomaszów nacierał 1 pułk strzelców konnych z baterią i kompanią Vickersów (chodzi o czołgi lekkie produkowane przez brytyjską firmę Vickers) pod dowództwem rotmistrza Łukasiewicza (miał na imię Stanisław)” — pisał 18 września 1939 r. Stefan Rowecki. „Po osi Józefów — Ciotusza — Tomaszów nacierał pułk strzelców pieszych bez I kompanii, z baterią i kompanią Vickersów oraz kompanią TKS (to produkowane w Polsce lekkie czołgi rozpoznawcze, tankietki)”.

W odwodzie zostały jedynie dwie kompanie (w tym dywizjon rozpoznawczy). „Wyruszyliśmy o godz. 5. Natarcie rozwinęło się szybko i łatwo. Nieprzyjaciel obsadzał wzgórza (…) na zachód od lasu Dąbrowa, na odcinku I pułku strzelców konnych oraz rejonu (…) Pasieki na odcinku pułku strzelców pieszych” — czytamy dalej w zapiskach Roweckiego. „Były to wysunięte jakby kompanie piechoty z ckm (ciężkie karabiny maszynowe), działkami przeciwpancernymi i moździerzami. Zwalenie ich poszło łatwo (…). Natomiast w rejonie 318 (chodzi o jedno ze wzgórz w okolicy lasu Dąbrowa) i na wschód oraz szczególnie koło miejscowości Zamiany opór nieprzyjaciela był bardzo silny”.

A w innym miejscu pułkownik Rowecki pisał: „Rotmistrz Łukasiewicz uderzył wszystkim, co miał (jeszcze trzy szwadrony), na Zamiany od południa”.

Polscy żołnierze walczyli ofiarnie. Część Tomaszowa Lub. została zdobyta (opanowano m.in. koszary), ale nasze jednostki musiały się wycofać. Bo z pomocą walczącym Niemcom ruszyły z Rawy Ruskiej czołgi z 3 i 4 pułku 2 dywizji pancernej Wehrmachtu. W efekcie niedaleko miejscowości Pasieki doszło do bitwy. Warszawska brygada straciła wówczas 80 proc. sprzętu, a wielu jej żołnierzy poległo. Janusz Peter, lekarz, społecznik i publicysta z Tomaszowa Lub., zauważył, iż nie był to przypadek. Niemcy byli doskonale przygotowani do walki. Tak opisywał te wydarzenia.

Okna najeżone lufami karabinów

„Niemcy (po wkroczeniu do Tomaszowa Lub. — dop. autor) z miejsca zaczęli rabunek sklepów i magazynów żywnościowych, przy niemałej zresztą pomocy szumowin miejscowych. Proceder ten trwał przez kilka dni i przerodził się w końcu w zwykły bandytyzm” — pisał dr Peter. „Tak było zwłaszcza w dniach walki z polską 23 dywizją i brygadą pułkownika Roweckiego, które starały się przedrzeć przez pierścień wroga. Ten jednak starannie przygotowany na to, począł silnie ostrzeliwać tyraliery polskie, posuwające się wzdłuż traktu krasnobrodzkiego w stronę miasta”.

Atak się nie powiódł. „Tylko poszczególnym oddziałkom polskim udało się dotrzeć na przedmieścia od strony Siwej Doliny” — pisał dr Peter. „Lecz ostatecznie zmuszone zostały do wycofania się pod gęstym ogniem artylerii i karabinów maszynowych wroga, rozstawionych w licznych gniazdach, na starych wałach ziemnych koło nadleśnictwa Brygady, za szkołą żeńską i nad wądołem, w którym Piłsudski, w roku 1919 przyjmował defiladę 14 pułku Ułanów Jazłowieckich. Wojsko niemieckie przeważało liczebnie i górowało uzbrojeniem, nic więc dziwnego, że nie udało się przebicie”.

Jak zauważył dr Peter, żołnierze niemieccy zajęli także stanowiska w tomaszowskich domach. Nie zajmowali się tylko walką lub przygotowaniami do niej. „Poczęli plądrować i rabować” — wspominał dr Peter. „W domu dra Wincentego Jabłońskiego np. spędzili mieszkańców do jednego pokoju, w którym kazali im się położyć twarzą do podłogi, po czym zdzierali pierścionki i zegarki, a nawet zabrali mikroskop. Jeden z nich usiłował zgwałcić nauczycielkę, która przybyła w odwiedziny do doktorstwa, lecz przerwał zapędy, gdy się dowiedział, że jest Żydówką. Inni w sąsiednich domach zachowywali się przyzwoiciej”.

Okna tomaszowskich domów były w tym czasie najeżone lufami karabinów. Jednak wielu strudzonych mozolnymi marszami żołnierzy tylko na takiej demonstracji uzbrojenia poprzestało. Położyli się spać obok przygotowanej do strzału broni. Tak czy owak, mieszkańcy miasta nie byli z ich wtargnięcia do swoich domów zadowoleni. Jedna z kobiet próbowała nawet dochodzić sprawiedliwości u niemieckiego dowódcy.

„Wniosła skargę do generała zdaje się nazwiskiem Seidlitz (ordynans Ślązak zapytany jak się nazywa, odburknął niechętnie, że wystarczy wiedzieć, że jest generałem), z powodu dopuszczenia się rabunków przez żołnierzy. Dowódca wysłał zaraz oficera do przeprowadzenia dochodzeń. Ten wrócił po chwili, meldując, że rozchodziło się o szczyptę herbaty i o zabranie ścierki do wytarcia menażki i prosił o ukaranie zuchwałej Polki, za posądzenie żołnierzy niemieckich o rabunek, ponieważ „żołnierz niemiecki nigdy nie kradnie”— pisał dr Peter. „Przy tych słowach zwrócił się zaperzony do oskarżycielki”.

Jednak ta deklarowana niemiecka rycerskość miała dziwaczne oblicza. Jeden z oficerów Wehrmachtu dobijał np. rannych Polaków na pobojowisku, inni kradli koce z miejscowego szpitala (owijali nimi rannych, których samolotami odsyłano do Niemiec).

„Łamać! Niszczyć! Takimi hasłami kierowali się hitlerowcy. Każdego zaś, zwłaszcza oficerów, cechowała buta i pewność wygranej. Trzeba przyznać, że również i lekceważenie niebezpieczeństwa. Pomimo, że granaty polskie padały dość gęsto na miasto, gen Kliest (być może chodzi o niemieckiego generała, a od 1943 r. feldmarszałka Ludwiga Ewalda von Kleista, dowódcę XXII Korpusu Armijnego, w skład którego wchodziła walcząca w Tomaszowie Lub. 4 Dywizja Lekka — dop. autor) wraz z płk lekarzem drem Jaeckelem przybyli do szpitala celem odwiedzenia rannych Niemców” — wspominał Peter. — „Generał wypytał każdego jak się czuje i czy był dobrze traktowany przez lekarzy polskich”.

Następnie zażądał księgi wpisów, która znajdowała się w tomaszowskim szpitalu. Tam złożył autograf. Zostało to uwiecznione — tak jak cała wizyta — na fotografiach.

„Jeden ze świty trzaskał po salach aparatem fotograficznym” — pisał dr Peter. I dodał: „Tylu zdjęć, co w owych dniach walki nie przeżył chyba nigdy Tomaszów. Każdy niemal oficer i bardzo wielu żołnierzy nosiło aparat. Gen. Seidlitz po wyjeździe dalej, przysłał do mnie eleganckiego adiutanta, który przedstawiwszy się jako hrabia Wallendorf czy Wallenstein, zapytał, czy nie mam nic przeciwko temu, by dokonał zdjęcia kwatery głównej pana generała? Inni podczas walk, zwłaszcza po ich ukończeniu, fotografowali domy drewniane z charakterystycznymi werandami oszklonymi lub podcieniami (…), starożytny kościół, potężną dzwonnicę (…), walącą się ze starości cerkiew”.

Spokój celowniczego

W pierwszej Bitwie pod Tomaszowem Lub. (17—20 września) doszło do wielu aktów odwagi i bohaterstwa. Tak pisał o tym w swoich wspomnieniach por. Zbigniew Rudziński, żołnierz Warszawskiej Brygady Pancerno-Motorowej (relacja dotyczy walk z 18 września 1939 r.).

„Podchodzi do mnie nieznany major, mówiąc, że czołgi nieprzyjaciela zajeżdżają od tyłu od kierunku wsi Pasieki (…). Zostawiam dwie armaty pod dowództwem podporucznika Nieboraka, sam z jedną armatą jadę w tył na zagrożony kierunek. Zorientowałem się, że ze wsi Pasieki rozwija się w kierunku traktu kompania czołgów nieprzyjacielskich około 15 sztuk”.

Nie przeraziło to obsługi działa. „Natychmiast wraz z trzema strzelcami odprzodkowuję armatę i zajmuję stanowisko (…)” — notował porucznik Rudziński. „Muszę podkreślić doskonałą postawę obsługi, zwłaszcza celowniczego, który z całym spokojem i humorem — mimo bardzo niekorzystnych warunków i okoliczności, ze słabą osłoną kilku doraźnie zebranych strzelców — prowadził ogień na bardzo bliską odległość. Niektóre czołgi, wykorzystując występy leśne, podeszły na odległość do 150 m”.

Wynik tej walki był wręcz nieprawdopodobny: jedno polskie działo… rozbiło podobno siedem niemieckich czołgów. W tej sytuacji reszta wycofała się. Niestety por. Rudziński nie zapamiętał nazwisk strzelców, którzy dokonali takiego wyczynu. Tomaszowa Lub. nie udało się odbić. W tej sytuacji gen. Piskor musiał podpisać kapitulację. Te krwawe walki zwane są pierwszą bitwą pod Tomaszowem Lub.

„Po zaciętych walkach dziś po południu zakończyła się zwycięsko trwająca od trzech dni bitwa o Tomaszów” — taki triumfalny komunikat Niemcy ogłosili 21 września. „Liczba jeńców, wśród których znajduje się dow. armii Piskor (…), daleko przekracza 20 tys.”.

To nie był koniec. 21 września granice powiatu tomaszowskiego przekroczyły wojska Frontu Północnego (utworzone m.in. z oddziałów armii „Modlin” dowodzonej przez gen. Emila Przedrzymirskiego), które dostały rozkaz przebijania się w okolicę Lwowa (miały połączyć się tam z siłami gen. Sosnkowskiego). Tym zgrupowaniem dowodził gen. Stefan Dąb-Biernacki. Polacy zdobyli m.in. Suchowolę (dokonały tego oddziały Wołyńskiej Brygady Kawalerii), Komarów, Tyszowce, Rachanie, Łaszczów oraz Wożuczyn, gdzie założono sztab wojsk Frontu Północnego.

Sukces odniosła także Nowogrodzka Brygada Kawalerii pod dowództwem gen. bryg. Władysława Andersa. 22 września jej żołnierze rozgromili niemiecką obronę w Krasnobrodzie. Udało się uwolnić 40 polskich żołnierzy i wziąć do niewoli ok. 100 Niemców. Potem brygada ruszyła przez Majdan Sopocki w kierunku Lwowa (stoczyła walki z Niemcami w rejonie wsi Broszki i Morańce, a następnie jej resztki skapitulowały przed Sowietami).

Niestety nie powiodło się natarcie w okolicach Tarnawatki i miejscowości Antoniówka. Polacy 22 września natknęli się tam na silny ogień artylerii i karabinów maszynowych. Nasze wojska poniosły ogromne straty. Nie powiódł się także kolejny plan odbicia Tomaszowa Lub. (to zadanie miała wykonać 13 Brygada Piechoty). W końcu gen. Dąb-Biernacki podjął decyzję o kapitulacji. 23 września sztab został rozwiązany, a wielu wysokich rangą oficerów w cywilnych ubraniach ruszyło w kierunku Rumunii. Jednak wojsko przeważnie nie poszło w ich ślady. Polskie oddziały próbowały przebić się do lasów Ordynacji Zamojskiej. Przedostały się w okolice Krasnobrodu. Tam stoczona została kolejna, przegrana bitwa. 26 września do niewoli trafiło 6 tys. żołnierzy i ok. 500 oficerów.

Ocalałe zapiski Stefana Roweckiego z 1939 r. kończą się jednak 18 września 1939 r. Wiadomo, że po kapitulacji pułkownik rozpuścił swoich żołnierzy. „Każdemu zostawił wolną rękę do ewentualnego przebijania się. Rozpacz nas brała — z pistoletami i granatami w ręku chcieliśmy uderzyć na Niemców” — pisał po wojnie jeden z nich. „Pułkownik nie dopuścił do szaleńczego kroku. Zebrał szybko swój poczet dowodzenia (…) i postanowił szukać drogi na Węgry. Po kilku godzinach jazdy manowcami okazało się to niemożliwe”.

Wtedy zapadła decyzja o przebiciu się w drugą stronę — do Warszawy. Roweckiemu to się udało. Stał się potem jednym z twórców polskiej armii podziemnej. Szybko awansował. 5 października 1939 r. mianowano go zastępcą komendanta Służby Zwycięstwu Polski (używał wówczas pseudonimów: „Grot”, „Rakoń”, „Grabica”). 3 maja 1940 został generałem brygady, następnie — komendantem Obszaru Warszawskiego ZWZ. 14 lutego 1942 r. mianowano go natomiast na komendanta głównego Armii Krajowej.

Jego zasługi trudno przecenić. 30 czerwca 1943 r. gen. Stefan Rowecki został zdekonspirowany i aresztowany (w warszawskim mieszkaniu przy ul. Spiskiej 14). Trafił do siedziby gestapo przy alei Szucha, a stamtąd przetransportowano go samolotem do Berlina, gdzie odrzucił propozycję współdziałania z Niemcami. W lipcu 1943 r. uwięziono go w niemieckim obozie koncentracyjnym Sachsenhausen. Gdy wybuchło Powstanie Warszawskie na rozkaz Heinricha Himmlera został zamordowany. Według różnych źródeł stało się to pomiędzy 2 a 7 sierpnia 1944 roku.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wielki Piątek u Ewangelików. Opowiada bp Marcin Hintz

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na zamosc.naszemiasto.pl Nasze Miasto