Zespoły przyjeżdżające do nas od naszych wschodnich sąsiadów często w ostatnich latach próbują epatować stroną wizualną; efektownością, która niejednokrotnie okazuje się zwykłym efekciarstwem. Co powoduje, iż gubi się to, co w teatrze najważniejsze - sens. Spektakl Ziemliakowej lokuje się na dokładnie przeciwstawnym biegunie. Jest skromny, niemal surowy w formie, pozbawiony wszelkich ubarwiających "bajerów", a sceniczną technikę wykorzystuje wyłącznie w stopniu niezbędnym.
Ot, sześć starych kobiet w obecności młodego - trudno rzec: socjologa, etnografa czy może reportera - snuje wspomnienia o swoim życiu. Tylko tyle. Ale ta świadomie zastosowana prostota formy przypomina dobitnie prawdę podstawową, a nierzadko zapominaną - jak ważne w teatrze jest słowo i wypowiadający je aktor. I tu muszę się przyznać do pewnego (wcale niemałego) zaskoczenia. Otóż w rolach tych starych kobiet, owych tytułowych "babuszek", reżyserka obsadziła aktorki bardzo młode. Zrazu wydało mi się to pomysłem ryzykownym. Gdy jednak zobaczyłem, jak znakomicie owe dziewczęta grają, uwierzyłem w tę koncepcję bez zastrzeżeń. Nie sposób od nich oderwać uwagi.
To trochę dziwne. Opowieści owe bowiem nie traktują o rzeczach wielkich, wstrząsających, zmieniających sposób widzenia świata. To historie o codzienności, o rzeczach zwyczajnych, które nie miałyby szans na znalezienie się nawet na dalekich stronach gazet. Ale może taka jest psychologiczna prawidłowość, że właśnie zwyczajność najmocniej zapada w pamięć i kiedy przychodzi czas na sięgnięcie do wspomnień, ona właśnie wysuwa się na plan pierwszy. Snują tedy "babuszki" te swoje gawędy, podobne jedna do drugiej, ale przy tym podobieństwie przecież jednak odmienne. A wyłaniają się z nich osobiste historie, z których każda - to też zaskakujące - mogłaby się stać materiałem na osobną sztukę. Może nie tej rangi co tragedie Sofoklesa czy Szekspira, ale przecież także ciekawą. Nie kryję, że chętnie bym coś takiego zobaczył.
Podstawą do stworzenia spektaklu Swietłany Ziemliakowej była książka "Rosyjska wieś we wspomnieniach jej mieszkańców". I rzeczywiście "Babuszki" są opowieścią o rosyjskiej (a także radzieckiej) wsi. Wykraczającą jednak daleko poza prosty socjologiczny opis. Mam wrażenie, że udało się w tym spektaklu odsłonić niemały kawałek - nazwijmy to tak - rosyjskiej duszy, co jest pojęciem trudnym do precyzyjnego zdefiniowania, lecz intuicyjnie zrozumiałym. Ale jest też coś jeszcze. Już w trakcie spektaklu, a także długo po nim nie mogłem i nadal nie mogę oprzeć się wrażeniu, że może to być przedstawienie nie tylko o Rosji. Zastanówmy się przez chwilę, czy podobnych "babuszek" z ich opowieściami nie znaleźlibyśmy choćby w której z popegeerowskich wsi na przykład w Warmińsko-mazurskiem? Sądzę, iż nie będzie przesady w stwierdzeniu, że mały wielki spektakl Teatru Praktika daje więcej niż zapowiada.
Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?