Kosma Ostrowski: Skupiam się na priorytetach i staram się nie przespać deadline'ów

2013-11-15 15:38:46

W Lublinie uczył się i nauczał - grafiki, rysunku, ilustracji. Znacie go ze słupów ogłoszeniowych czy okładki płyty zespołu Open Source. Współtworzy dwa projekty, które trzeba znać: Z/N Magazyn i Galerię "Kamienica Cudów". Tylko w zeszłym roku mogliście oglądać jego prace podczas czterech wystaw w naszym mieście. Jeszcze lubelski, ale warszawiak - Kosma Ostrowski.Ewelina Krawczyk: Jak ma się Z/N Magazyn (www.zin.art.pl), w którym „bezpośrednio odpowiadasz za oprawę graficzną”? Jaki był pomysł na ten magazyn i jak wygląda teraz? Kosma Ostrowski: Nasz pomysł na Z/N Magazyn na początku był bardzo sprecyzowany. Chcieliśmy stworzyć magazyn, który zarówno pod względem merytorycznym, jak i wizualnym będzie prezentował wysoki światowy poziom. Uważaliśmy, że na rynku brakuje publikacji, która w ciekawej i nowoczesnej formie łączyłaby luźną formułę artbook'a czy zina (nietypowe formy wydawnicze) z pełnowartościowym magazynem o sztuce wizualnej. Ścisła redakcja magazynu liczy sobie teraz 4 osoby: Karol Grabiec, Kosma Ostrowski, Grzegorz Paluch, Waldek Węgrzyn. Intensywnie i blisko kooperujemy też z wieloma osobami z całej Polski. Magazyn składamy od niecałych 2 lat. Początkowo był to projekt niemalże całkowicie lokalny - lubelski. Przez ten czas udało nam się rozwinąć go do tego stopnia, że przez 7 numerów, które wydaliśmy, przewinęło się blisko 120 artystów z całego Świata, publikowanych w ramach projektu. Od ostatniego numeru minęło sporo czasu. Chcę natomiast przypomnieć i zauważyć, że jest to projekt oddolny, nieinstytucjonalny. Każdy z nas zajmuje się na co dzień trochę innymi rzeczami, z czego innego żyje, z czego innego się utrzymuje. Czasem naprawdę trudno jest znaleźć czas i zgrać wszystkich. Staramy się jednak jak możemy. Pod koniec tego roku planujemy dwa dla nas ważne i kluczowe wydarzenia. Po pierwsze: wydanie dwóch nowych numerów i publikacja ich w Internecie w zupełnie nowej i zmienionej formie, z przeprojektowanym przez nas interfejsem oraz silnikiem. Po drugie: jest to wyczekiwana przez nas od początku, premiera magazynu "w papierze". Już na wstępie wiedzieliśmy, że w przyszłości chcemy publikować magazyn w dwojaki sposób: jako e-magazyn dostępny online w Internecie oraz publikację w druku - wydanie papierowe. Pomysł był taki, aby obie te platformy się uzupełniały, tworząc kompletne i spójne "kombo" pod znakiem Z/N. Projektowałeś plakat, reklamujący Żurawie. Co sprawia, że, patrząc na niego, wiem kto jest autorem? Jak znawcy tematu określiliby Twój styl? Na potrzeby konkursu "Żurawie - Lubelskie Wyróżnienia Kulturalne" w 2013 roku powstała spójna identyfikacja wizualna wydarzenia, stworzona od podstaw przeze mnie na tę konkretną edycję. Oprócz logo którego autorem jest Robert Zając, cały pomysł był moim autorskim projektem. W przypadku tej realizacji, miałem też spore pole do popisu i wolną rękę, a ponieważ zdobyłem tą nagrodę w poprzednim roku, organizatorzy stwierdzili że moja osoba będzie najbardziej odpowiednia. Cóż, nie zawsze grafik może się cieszyć taką wolnością i zaufaniem w kontakcie z klientem. Koniec końców, powstała identyfikacja bardzo autorska ze specjalnie zaprojektowaną na ten cel grafiką. Jak można rozpoznać mój styl, moje projekty? To pytanie raczej nie do mnie (śmiech). Ja po prostu je robię i rozpoznaję. Jeśli inni też są w stanie, to tylko jest mi z tego powodu bardzo miło, bo świadczy to o pewnej odrębności, która w tej branży jest bardzo istotna. Działasz teraz głównie na własną rękę, ale zdarzyło Ci się nauczać innych. Co przekazywałeś jako nauczyciel? Na ile możesz nauczyć kogoś grafiki, rysunku, ilustracji, jeżeli nie przyszedł obdarzony już w podobne zdolności? 3 lata spędzone w Lubelskiej Szkole Sztuki i Projektowania w Lublinie były dla mnie na pewno cenną lekcją – stanąć od razu po skończeniu studiów na Wydziale Artystycznym UMCS po drugiej stronie barykady (uśmiech). Z wieloma absolwentami mam kontakt do tej pory, wielu moich dyplomantów pracuje w zawodzie, rozwijają się. Dla mnie to na pewno jest wystarczająco duży sukces pedagogiczny. Przede wszystkim może dlatego, że udało mi się swoją "zajawką" zarazić innych. Wielu z nich już teraz jest świetnymi grafikami. Co zrobią z tym dalej, zależy już teraz tylko od nich samych. A liczy się rozwój, nie dyplomy i skończone szkoły, liczy się to, co ciekawego masz w portfolio i co możesz pokazać. To tak naprawdę cię identyfikuje. Tutaj chodzi o wymierne efekty. Czy można się nauczyć projektowania graficznego? TA-DAM! Tak. Można. O ile ta osoba tego chce. Oczywiście, że ważny jest zmysł, wyczucie kompozycji, proporcji itd. Jeśli ktoś ma to już na początku, na pewno jest mu łatwiej. To jednak - koniec końców - nie przesądza o tym czy ktoś zostanie dobrym grafikiem czy nie. Do historii przeszła już także Kamienica Cudów... ale może niekoniecznie? Chodzą słuchy, że wiosną nastąpi powrót inicjatywy - czy i Ty tam będziesz? Kamienica Cudów działa już prawie 4 lata. Przez naszą galerię przewinęła się masa ludzi... i nie mówię tu tylko o artystach (śmiech). We dwóch czy trzech( Headogun, Michał Mroczka oraz ja) stworzyliśmy jedno z ciekawszych "undergroundowych" miejsc na mapie kulturalnej Lublina. To fakt. Jednym ta idea się podoba, innym nie. Od ponad roku, borykamy się ze sporymi problemami, ponieważ straciliśmy możliwość prowadzenia galerii w miejscu, w którym miało to miejsce dotychczas. A jak wiadomo ta inicjatywa była bardzo zidentyfikowana z miejscem w którym była prowadzona. Chcielibyśmy pozostać na swoim miejscu, ale sama kamienica i jej lokalizacja staje się łakomym kąskiem dla developerów, którzy nie potrafią sobie wyobrazić działalności galerii w takim miejscu i na takich warunkach. "Baba z wozu, koniom lżej". Jak wiadomo, w Lublinie o lokal na tego typu działalność jest trudno - szczególnie w centrum. Nasz pomysł na galerię jest i będzie zawsze taki sam. Chcemy robić domowe wystawy! Nie aspirujemy i nie mamy takich perspektyw i zaplecza, jak choćby galerie w Lublinie finansowane w całości lub współfinansowane przez Urząd Miasta. To jest nasz wybór. Co do nadchodzących planów, to nie chciałbym wiele zdradzać. Jest szansa na to, że znowu będziemy robić to, co lubimy najbardziej, czyli "spraszać" ludzi do swojego domu. Kto wie ten trafi. Ciach! Kamienica ma trochę narzuconą przerwę, Z/N obecnie jest przede wszystkim tematem rozmów o jego przyszłości, a nauczanie "znudziło Ci się" jakiś czas temu. Co jest wobec tego teraz centrum Twojego życia? Bardzo intensywnie jednak skupiam się na projekcie Z/N. Tak, to prawda! Jest to projekt na tyle rozwojowy i perspektywiczny że raczej nie boję się o to, że nie będziemy mieli przy nim co robić w najbliższym czasie. A póki co roboty jest multum! Jeśli chodzi o to, co zajmuje mi głowę, to myślę, że jest to mój numer jeden na chwilę obecną. Skupiam się też na innych projektach. Jest parę rzeczy na horyzoncie, o których nie ma co się teraz rozwodzić... Wiadomo, jak to jest czasem z takimi "horyzontami". Staram się nie zamykać sobie żadnych ścieżek, czasem jednak ciężko jest iść naraz we wszystkie możliwe kierunki. Skupiam się na priorytetach. I staram się nie przespać deadline'ów. Przebywasz w Warszawie, ale można powiedzieć, że jesteś lubelskim grafikiem. Jaki jest Lublin Kosmy Ostrowskiego? Co Cię w nim najbardziej pociąga, a co najbardziej drażni? Tak, pracuję teraz w Warszawie. Pomimo tego czuję się ciągle "lubelakiem". Nie skreślam Lublina ze swojej mapy. Tu się urodziłem, mieszkałem mnóstwo czasu. Zbyt wiele mnie jeszcze z nim łączy. Niestety Lublin ma to do siebie, że w zawodzie projektanta/grafika o pracę jest bardzo trudno. Gdyby nie instytucje kultury, projekty kulturalne, festiwale, koncerty i tym podobne inicjatywy, prawdopodobnie projektowanie graficzne w tym mieście wyglądałoby o wiele gorzej. Jest to jedyne sensowne pole do popisu i tak naprawdę jedyny rynek zbytu na dobre "rzeczy". Wiele się zmieniło tak naprawdę na plus przez ostatnie lata. Pod względem projektowania graficznego na pewno to miasto powoli wychodzi na powierzchnię. Takie inicjatywy jak: Festiwal Typolub, Lub Design czy, zorganizowane w tym roku po raz pierwszy, Międzynarodowe Biennale Plakatu Studenckiego pokazują że zaczyna się coś dziać w tym temacie. A wierzę, że te inicjatywy w mniejszym czy większym stopniu wygenerują w końcu popyt na dobre projektowanie. W Lublinie od zawsze pociągało mnie to, że miasto ma swój niepowtarzalny klimat, potencjał. Ponieważ całe miasto, ale i "środowisko" jest dość "spakowane" nie trudno o kontakty i możliwości kolaboracji. Z jednej strony uważam to za plus, z drugiej jednak może to na dłuższą metę stanowić problem. W Lublinie najbardziej smutne jest to że "za mojej kadencji" wielu moich przyjaciół opuściło to miasto i dalej rozwija się poza nim. Jest to problem na tyle, że te osoby mogłyby śmiało ciągnąć to miasto do góry, zwłaszcza że wielu z nich jest profesjonalistami w swoim fachu. Z tego powodu na pewno Lublin na tym traci. Zachęcamy do oglądania portfolio Kosmy Ostrowskiego

Jesteś na profilu Ewelina Krawczyk - stronie mieszkańca miasta Lublin. Materiały tutaj publikowane nie są poddawane procesowi moderacji. Naszemiasto.pl nie jest autorem wpisów i nie ponosi odpowiedzialności za treść publikowanej informacji. W przypadku nadużyć prosimy o zgłoszenie strony mieszkańca do weryfikacji tutaj