Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

„Biada, biada, tysiąc tysiącami biada!” O czarach i niewytłumaczalnych siłach w dawnym Zamościu

Bogdan Nowak
Bogdan Nowak
Bogdan Nowak
To wywołało ogromne wrażenie. W 1670 r. ciemne moce prześladowały dwie panny Przybysławskie. Publiczne egzorcyzmy wielokrotnie odbywały się w zamojskiej Kolegiacie (dzisiaj to Katedra). Prowadził je ks. Rybiński. Mieszczki zachowywały się wówczas przedziwnie, niewytłumaczalnie. Mówiły skrzeczącymi lub tubalnymi głosami demonów oraz zmarłych wcześniej osób (np. niejakiej Brylińskiej i Elżbiety Foltynowiczowej). Wołały też gromko „Biada, biada, tysiąc tysiącami biada!”, co wywoływało grozę wśród wiernych.

Demony nękały owe kobiety wiele tygodni. Same zresztą były... zniewolone. Tłumaczyły, iż opętały panny, bo przywołały je prosto z piekieł zamojskie czarownice. Były one w Zamościu podobno bardzo rozzuchwalone: kumały się ze zmorami i duchami, które potem nie tylko na jawie, ale także w snach nękały poczciwych mieszczan.

Ubrana tylko w koszulę

Czarownice prześladowały nawet rodzinę Grzyzeldy Konstancji Wiśniowieckiej, córki Tomasza Zamoyskiego, drugiego ordynata. Za ich przyczyną jej członkowie cierpieli podobno na różne „dolegliwości i bóle”. W końcu - jak tłumaczono: miarka się przebrała. W kwietniu 1664 r. sześć zamojskich mieszczanek oskarżono o czary. Torturowane, przyznały się do winy. Skazano je na śmierć w płomieniach. Stos kobiety jednak ominął bo ordynat Jan „Sobiepan” Zamoyski złagodził im karę.

Kobiety zostały ścięte mieczem. Przed śmiercią wskazały jednak jeszcze jedną czarownicę. Miała nią być Katarzyna Bielenkowiczowa, żona zamojskiego wójta Macieja. Natychmiast rozpoczęto śledztwo. Dowody były niestety niezbite. Bo np. według niejakiej Piernikowej: „Panu Wilczopolskiemu i innym (Bielenkowiczowa) dała jako napój miłosny sproszkowane swoje włosy, wycięte z okolicy przyrodzenia i spod pach”.

Katarzyna została stracona. Czary się jednak za murami zamojskiej twierdzy nie skończyły. Wiedźmy nadal szkodziły w różny sposób mieszkańcom Zamościa, a 10 marca 1763 r. jedna z nich, ubrana tylko w koszulę, jak gdyby nigdy nic, frunęła sobie nad miastem. Stało się to w okolicach Starej Bramy Lwowskiej.

Widział to na własne oczy o. Herakliusz, jeden z zamojskich bazylianów oraz „wielu wiary godnych ludzi”.

Dziewczynka w kapeluszu

Zaułkami i ulicami Zamościa nie da się chodzić bez dreszczyku emocji. Miasto opierało się przecież armiom najeźdźców, jego mury przez dziesięciolecia rozbrzmiewały dźwiękiem kajdan licznych skazańców, tutaj przeciwko mieszczanom knuły także wiedźmy oraz ciemne moce. Pomocą w walce z nimi służył kat. Nadal straszyły jednak duchy. Jakiś czas temu na schodach jednej ze staromiejskiej restauracji (przy Rynku Wielkim) zmaterializowała się postać kilkuletniej dziewczynki w kapeluszu i sukience o staromodnym kroju. Czasami, zwykle ok. godz. 1. w nocy słychać tam także szybkie, ciężkie kroki, jakby osoby dorosłej oraz tajemnicze stukania (na schodach jednak nikogo wówczas nie zauważono).

Sławę zdobył także duch z pokoju 106 z hotelu „Mercure” w Zamościu. Od czasu do czasu słyszano tam dziwne, niewytłumaczalne hałasy, jakby ktoś przesuwał meble, szafy czy potężne regały. Takie dźwięki dochodzą także z położonych piętro wyżej pokojów 2012 i 2013. Widywano tam także podobno smutną, starszą kobietę w przezroczystej poświacie. Ponoć to pokutujący duch pewnej mieszczki, która otruła swojego ślubnego, bo romansowała ze służącym. Ją także ścięto. Być może teraz jej szloch słychać nocami w hotelu. Czy to jednak ona także hałasuje? Nie wiadomo.

Hotelowa zjawa nie jest jedyną, którą można spotkać na zamojskim Starym Mieście. Pod kryptach kościoła Franciszkanów widywano np. ponure widma zakonników. Miały one odprawiać nabożeństwa przy „dziwnych światłach i dźwiękach”. Coś straszyło też m.in. w dawnym pałacu należącym do rodziny Zamoyskich. Groźnie bywało także tuż za rogatkami Zamościa: w okolicy Rachodoszcz, Czarnowody, Feliksówki czy Szewni Dolnej. Tam okoliczne jary, chaszcze i bagniska upodobały sobie jakieś złe moce oraz diabełki. Ludzie widywali też tajemnicze światełka.

Świeca zapalała się sama

Co można było z tym zrobić? Wierni modlili się o wsparcie mocy niebiańskich w zamojskich kościołach lub odprawiali egzorcyzmy. Strzegli się także złych uczynków, bo były one „furtkami” dla złych mocy. Przynosiło to dobre efekty. Nie brakowało zresztą dobrych znaków prosto z niebios.

26 sierpnia 1658 r. w ormiańskim kościele p.w. Wniebowzięcia Bogarodzicy Marii Panny (dzisiaj stoi tam hotel „Renesans”) świeca sama zapaliła się przed maryjnym obrazem. Wierni wraz z księdzem byli zdziwieni, ale ją zgasili. Jednak ona ponownie się zapaliła i świeciła potem przez całą noc! Według ormiańskich księży takie nadprzyrodzone wydarzenia zdarzały się w tym kościele często. Poczytano je za dobry omen. Cuda zdarzały się także przed słynnym obrazem Matki Boskiej Bonifraterskiej w nieistniejącym już kościele św. Krzyża w Zamościu (funkcjonował w sąsiedztwie Starej Bramy Lwowskiej). Naliczono ich ponad 40.

Niezwykłe właściwości miała również studnia znajdująca się w pobliskim klasztorze. Istnieje ona do dzisiaj, ale jej cembrowinę zabito deskami. Dzięki wodzie z tego miejsca wierni mogli liczyć na ochronę, odzyskiwali zdrowie i siły witalne. Może warto byłoby zatem to miejsce przywrócić do świetności?

od 7 lat
Wideo

Polskie skarby UNESCO: Odkryj 5 wyjątkowych miejsc

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiał oryginalny: „Biada, biada, tysiąc tysiącami biada!” O czarach i niewytłumaczalnych siłach w dawnym Zamościu - Zamość Nasze Miasto

Wróć na lublin.naszemiasto.pl Nasze Miasto